Moja historia jest typowa jak większość innych. Niewiele się różni od tego, co znasz.
Podobnie jak wielu, chciałam zarabiać duuużo pieniędzy.
Marzyło mi się fajne życie, brak problemów z opłacaniem rachunków i możliwość kupowania wszystkiego, czego zapragnę, ale na marzeniach się kończyło.

Były momenty, że w dwa miesiące mogłam sobie kupić nowy samochód, ale to były tylko zrywy, o których potem tylko opowiadałam z zacięciem, że tak było, ale w domyśle już nie jest.
To tak, żeby podbudować swoje ego i pobyć trochę w iluzji.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ten stan się nie utrzymał. Dlaczego zarabiam potężne pieniądze, a potem przestaję?
Co takiego do jasnej Anielki nie pozwala mi na życie w dostatku?
I tak przeżyłam 45 lat. Odkryłam wreszcie sposób na obfitość w życiu i zaczęłam ją generować bez opamiętania.

Znowu zaczęła się dobra passa i moje zarobki skoczyły już tak wysoko, że trudno mi to było ogarnąć.
W pewnym momencie przestałam się tym chwalić, bo ludzie mi nie wierzyli, a przekonywać mi się nikogo nie chciało. Nie było moją intencją latać wszędzie z wyciągiem z konta bankowego.
Z drugiej strony, kiedy udawałam się do banku, raziła mnie różnica, z jaką mnie traktowano kiedyś, w zasadzie byłam niezauważana, jak większość normalnych ludzi, a teraz, kiedy wystarczyło, że pojawiałam się w wejściu, natychmiast miałam miejsce w osobnym pomieszczeniu z własnym konsultantem. Cokolwiek bym nie chciała zrobić.

To było coś, czego nie mogłam przetrawić, więc ograniczyłam swoje wizyty w banku tylko do minimum. Chciało mi się czasem aż krzyczeć, czemu wszystkich tak nie traktujecie.
Sztuczna uprzejmość i podlizywanie się, gdy tylko czuje się pieniądze.
Zostawmy banki, bo to są instytucje, w których dzieją się skomplikowane rzeczy.

Tu muszę jeszcze wspomnieć rzecz bardzo ważną. Mój sukces to był sukces całego teamu. Zasada jest prosta. Nie zarabiasz, dopóki Twoi ludzie nie zarabiają. W networku, i to też zależy jakim, nie da się zarabiać, kiedy Twoje zespoły nie zarabiają. Jest to jedna z piękniejszych rzeczy, jakie doceniam.

Masa moich dziewczyn zaczęła zarabiać piękne pieniądze, zmieniać swoje życia i czerpać z niego garściami. Mnóstwo robi to do dzisiaj i wiele z nich zarabia w tej chwili nawet więcej ode mnie. Chwała Bogu…

Ja z biegiem czasu zaczęłam wpadać w wir zakupów i otaczać się rzeczami najpierw tandetnymi, potem coraz bardziej wyrafinowanymi i markowymi.

Byłam też cały czas pod wielkim wpływem osób, z którymi pracowałam, a że były to dla mnie osoby bardzo ważne, liczyłam się z ich opinią.
Nie zauważyłam, nawet kiedy przejęłam cudzy gust, cudze marzenia i cudze cele.
Aż przyszedł moment, kiedy nie miałam już miejsca na rzeczy i zaczęłam je rozdawać.

Przedmioty, które kosztowały 1000 i więcej euro dawałam ludziom za darmo.
Wstawiałam ogłoszenia i ludzie, dzwoniąc, upewniali się po kilka razy czy na pewno za darmo.
Rzeczy nowe, nieużywane, lub użyte raz i już niepotrzebne, bo trzeba było kupić nowe.

W tym całym galimatiasie stwierdziłam pewnego razu, że mam już tego wszystkiego dość. Jestem zmęczona tymi rzeczami, tym zastanawianiem się, gdzie tym razem iść na zakupy.

To było dziwne, niezorganizowane i pozbawione długofalowego myślenia. Był to też czas, kiedy przestałam „uprawiać moje czary”.
To był moment, kiedy pozwoliłam dojść do głosu mojemu ego i zaczęłam się porównywać z innymi.
Zgubiłam wdzięczność i przerzuciłam się na roszczenia.

Bardzo szybko przekonałam się na własnej skórze, jak to jest znów stracić wszystko. Jak to jest, kiedy ludzie, po których byś się nie spodziewała, odchodzą od Ciebie.
Jak to jest, kiedy nie palisz się w środku i nie zapalasz innych. Jak to jest, kiedy wpadasz w depresję i przestajesz zarabiać cokolwiek.

Pójście do banku jest trudne, kiedy idziesz do okienka, żeby wyjaśnić, dlaczego bank pobrał Ci niesłusznie 9 euro.
Kiedy przychodzi ten straszny moment szukania drobnych po kieszeniach, żeby kupić najtańsze jedzenie.

Wtedy pomyślałam sobie, że w tym momencie żyję życiem, jakiego nigdy nie chciałam, ale sama go sobie zaaranżowałam, więc skoro potrafiłam już wcześniej zarabiać dobre pieniądze, to teraz też to mogę zrobić, bo już wiem jak.

Podczas rozmowy z moim księgowym mówię mu:
– Roberto, zobaczysz, że ja wrócę na szczyt.

On na to:
– Wiola, jeśli Ty mi to mówisz, to ja wiem na milion procent, że to zrobisz.

I zrobiłam. Wróciłam, zaczęłam swoje „czary” na nowo i mój świat wrócił do mnie z uśmiechem.
Ale dziś znam wartość pieniądza. Nie robię zakupów. Wiem, do czego pieniądze są potrzebne i jak je wydawać, żeby mnożyły dobro.

Zaczęłam też regularne lekcje z moimi dziewczynami w zespołach. Żeby ich biznes też z taką prostotą się rozwijał jak mój. Żeby dostrzegły, gdzie jest klucz do obfitości, że to wcale nie jest walka o nowego klienta, że to wcale nie jest walka o nowego partnera, że to w ogóle nie jest żadna walka, tylko świadome zarządzanie pewnymi zasobami, które każdy z nas ma.

Cieszy mnie niezmiernie to, co dzieje się dzisiaj i jestem za to wdzięczna, bo nadal uczę się uwalniać od własnego ego na tyle, by móc czerpać od Boga wszystko to, co dla mnie przygotował.

Dzięki temu mówią na mnie czarodziejka. Dzięki temu od początku budowałam mój biznes kompletnie inaczej, niż robi się to tradycyjnie i dzięki temu mój zespół przez długi czas był najmocniejszym zespołem na polskim rynku.

Właśnie dlatego, że budowałam biznes w koherencji serca i wbrew zaleceniom moich opiekunów. Budowałam i buduję intuicyjnie mój biznes, dlatego w świecie networku ludzie wiedzą, że moje działania są zawsze czyste, do bólu uczciwe i nie ma u mnie miejsca na kompromisy.

Ale to właśnie zawdzięczam jednemu zdaniu, które usłyszałam na początku od mojej prowadzącej, co nie znaczy, że wcześniej taka nie byłam, lecz wypowiedziane w taki sposób stało się dla mnie drogowskazem i dźwięcznie dzwoni mi w uszach:

“Wiola, rób ten biznes tak, żeby Ci nikt nigdy nie zarzucił niczego, żebyś codziennie wieczorem szła spać z poczuciem dobrze wykonanej pracy i codziennie rano budziła się z przeświadczeniem, że tego dnia zrobisz jeszcze więcej dobrego.”

Jestem wdzięczna za życie, za szanse i za możliwości.