Żeby być na szczycie, musisz się na niego wspinać.
Ewentualnie ktoś Cię na niego helikopterem przywiezie.
Nie wiem co lepsze, bo mój punkt widzenia jest tylko mój i nie oznacza prawdy absolutnej.
Być może helikopter jest fajnym rozwiązaniem, ale go nie posiadam, więc uczę się, jak stawiać kroki.
Wspięłam się już na wiele gór i pagórków i przyznam sama sobie, że jestem w tym dobra. A wszystko przez jedno banalne zdanie usłyszane w Rzymie, w 2015 roku.

Non mollare / Nie poddawaj się

Nie lubię tego słowa, bo jest mało sensowne. Niby czemu miałabym się poddawać i przed czym?
Nic mi nie grozi, nie poświęcam się, nie męczę, siedzę na kanapie i klikam na telefonie. Tak wygląda moja praca, za którą co dnia dziękuję Bogu.

I ktoś mi mówi, walczę i nie poddaję się…

Jeśli się poddam, to znaczy, że będę musiała wyrzucić telefon? I już nigdy nie zajrzę na Facebooka? Czy to o to chodzi?
Nie ma prostszego zajęcia na świecie. Nie ma łatwiejszego dostępu do narzędzi, niż teraz. I miałabym się poddawać?
Zastanawiam się wciąż, o co chodzi z tym niepoddawaniem się. 
Wiem, że jestem monotematyczna ostatnio, ale niech mi to ktoś wyjaśni. Jak można mówić o poddawaniu się, jeśli trzeba robić tak naprawdę tylko jedną rzecz na telefonie. Klikać w klawisze….

Napisz do mnie na Messenger