Moja przygoda z transerfingiem zaczęła się w 2014 roku.
Należę do osób bardzo leniwych, które nie lubią się przepracowywać, dlatego odkąd pamiętam, posiadam pewien zmysł praktyczny i dosłownie tworzę wynalazki.

Z biegiem lat członkowie rodziny zaczęli zwracać się do mnie o radę, bo ja zawsze miałam mnóstwo pomysłów, które świetnie się sprawdzały.

Moja pomysłowość dotyczyła przede wszystkim sfery produktywnego wykorzystania czasu.
I kiedy transerfing pojawił się w moim życiu, doznałam olśnienia. Nareszcie metoda na to, by wszystko samo się robiło!

I może mi ktoś powiedzieć, że samo się nic nie robi, a ja twierdzę, że owszem, robi się, pod warunkiem, że pozwolimy temu czemuś robić się samemu.

Jest to chyba największy problem dzisiaj, by świadomie zrezygnować z kontroli nad wszystkim. Wtedy naprawdę wszystko samo się robi. Ale jak zrezygnować?
No właśnie…
Dopóki nie zabawisz się w niepoprawnego optymistę, który ma wszystko głęboko gdzieś, w świętym przekonaniu, że to się samo zrobi, lub wyznając nieodłączny amalgamat, że mój świat troszczy się o mnie i on to załatwi, nic się nie zadzieje.

Ja tak robię całe życie, ale teraz wiem, że to jest transerfing. I dziwnym trafem mnóstwo rzeczy szło jak po maśle, kiedy decydowałam, że samo się zrobi.

Rok 2020 jest dla mnie rokiem oczekiwania. Mam cały czas wrażenie, że jakaś informacja chce mi się zamanifestować i czuje ją jak to się mówi potocznie, że mam coś na końcu języka. Coś wiem, ale jeszcze nie potrafię tego sprecyzować, a związane to coś jest z… sposobem na dotarcie do źródła.

Od zawsze mówię, że odcinam się od spraw ezoterycznych. Dziś bardziej niż zwykle jestem o tym święcie przekonana, że wszystko, co można opakować w “ezo”, jest sztuczną blokadą i tworem, którego zadaniem jest oddalanie nas od własnej prawdy.

Ludzie spędzają długie lata na medytacjach, na szukaniu nirvany, uwalnianiu kundalini, na robieniu wszystkich nazwanych rzeczy. Już samo nazywanie rzeczy, określa je w jakiś sposób, ale do rzeczy.

Ja wiem, jestem o tym święcie przekonana, że nie potrzebuję ani żadnego kursu, ani warsztatów, ani guru, ani mentorów, którzy powiedzą mi jak medytować, jak osiągać stan jakiś, jak żyć, jak prosić itd, itp.

3 dni temu miałam marzenie. 2 dni temu rano usiadłam w salonie na kanapie. Załadowałam potoki w sposób, który stosowałam na samym początku, gdy uczyłam się ładować. Według Zelanda, czyli kierowałam potoki zgodnie z wdechem i wydechem, ale dodałam do tego oddychanie brzuchem, nie płucami.

Zadałam pytanie: “Jakby to było, gdyby zadziało się to i to? Jaką energią i jaką przestrzenią muszę się stać, aby to coś się zamanifestowało?”

Powtórzyłam to samo wczoraj rano, mimo, że jeszcze wczoraj było to niemożliwe do osiągnięcia, z logicznego punktu widzenia. Ale logika nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Należy o tym pamiętać w każdej sytuacji.

MIałam przed oczami slajd docelowy. Tylko i wyłącznie. Ważność, na poziomie zero. I…
Wieczorem przyszło do mnie to, co sobie “zamówiłam” w katalogu wszechświata.

꧁ 🌸 𝑹𝒐́𝒛̇𝒐𝒘𝒂 𝑲𝒍𝒂𝒓𝒂 🌸 ꧂