Rk Ig

Mamy Boże Narodzenie. Jakoś tak się zawsze dzieje, że w ciszy, kiedy mąż śpi, ja sobie rozmyślam. I dzisiaj też tak mam.
Minęło 13 lat odkąd siedzę po uszy w Transerfingu i rzeczach związanych z kreowaniem własnej rzeczywistości. Okazało się po tych wszystkich latach, że to nie jest takie proste, aby utrzymać się na fali szczęścia.

W moim życiu działy się wielkie cuda. Naprawdę wielkie.
Pieniądze leciały do mnie, jak woda z kranu. Wspaniali ludzie, „zbiegi okoliczności” i to wszystko mnie oszołomiło. Próbuję sobie przypomnieć, w którym momencie i co wprawiło w ruch machinę przyczynowo-skutkową i wydaje mi się, że wiem. Przede wszystkim odpuściłam to, co robiłam przez kilka lat codziennie. Odpuściłam moje rytuały i dbanie o świątynię. Czyli moje ciało.

Wydawało mi się, że tak już będzie zawsze, ale kiedy zaczęłam spadać w dół, nie miałam już siły do tego, żeby wrócić na właściwe tory. Za późno się zorientowałam. Potem już było tylko gorzej i gorzej.
Na szczęście, dopóki żyjemy, możemy odwrócić wszystko w jednej chwili i w końcu tak też zrobiłam. Pandemia zebrała swoje żniwo również u mnie. Ja, która myślałam, że nie da się przytyć, przytyłam. Ale miałam rację. Nie da się przytyć na zdrowym jedzeniu. Ja przestałam jeść zdrowo. Bałam się.

W trakcie pandemii miałam 3 tygodnie totalnego strachu do tego stopnia, że chciałam umrzeć. Zazdrościłam mojej siostrze, że już jest po drugiej stronie. Nie chciałam tu już być, bo w pracy mi się wszystko zawaliło i z prawie 50 tysięcy euro na miesiąc nagle dostałam kilkaset euro.
Straszny to był moment, ale sama sobie zażyczyłam ten upadek. Sama sobie go wymyśliłam.

Dużo się działo. Firma z którą współpracowałam, okradła mnie. Okradła wielu innych ludzi, z którymi mam kontakt na potężne sumy, oskarżając nas o rzeczy, które nie miały nigdy miejsca. Dobrze wiedzą, że nikt nie pójdzie z tym do sądu i tak jadą na tym koniku nie wiadomo od kiedy i ilu ludzi skrzywdzili i nie wypłacili im ich pieniędzy. Ale dziś wiem, że nie byłoby tej sytuacji, gdybym dbała o to, co sprawiło, że w tej właśnie firmie odniosłam największe sukcesy i poznałam smak dużych pieniędzy.
Przestałam dbać o siebie, co jest fundamentem. Tyle lat o tym wiecznie mówiłam wszystkim, a potem nagle sama przestałam.
Zachłysnęłam się luksusem i dałam się omamić mamonie. Oślepłam na jakiś czas.

Dzisiaj jestem za to wszystko ogromnie wdzięczna. Mam swojego Anioła Stróża, który mnie strzeże i podsuwa tłuste kąski w postaci trafnych decyzji. Wróciłam na właściwe tory, ale już inaczej. Mimo całej światowej zawieruchy nie przestałam kopać i szukać wiedzy. Nadal wierna jestem Transerfingowi, bo dla mnie jest on podstawą, albo mówiąc inaczej, najprostszym opisem działania praw natury. Każda książka o magii sprowadza się do tego, o czym pisze Zeland, ale teraz, jestem bogatsza o inne, lepsze zrozumienie mechanizmów oraz o to, że największym moim błędem było uszczęśliwianie innych na siłę. Chciałam, żeby inni też mieli sukcesy jak ja.

Poza tym, nie ma czegoś takiego, jak magia. To tylko natura, ale dla tych, którzy nie rozumieją mechanizmów, pewne zjawiska wydawać się będą jakby nadnaturalne. Brak wiedzy sprawia, że ludzie mają problem ze zrozumieniem ich.
No i co najważniejsze, przez te kilka lat nie wiedziałam, że nie wolno ludziom proponować lepszego życia. Jest to jedno z najcięższych przewinień każdego człowieka, który chce bardziej niż sami zainteresowani. Straciłam sporo energii i czasu na zoomy, opowiadanie o tym, jak magiczne rzeczy się dzieją, uczyłam innych wykonywać ćwiczenia energetyczne i w tym samym czasie moja energia życiowa odpływała ze mnie pozbawiając mnie witalności.

I przestałam świecić.

Kiedy to się dzieje, kiedy przestaje się świecić, róg obfitości się zamyka. Ludzie zaczynają znikać, wszystko się eliminuje z życia i przychodzi moment, kiedy jest już za późno.
Nadal mam potrzebę „nawracania” innych. Taka głupia natura, ale już jestem mądrzejsza znowu i mam do dyspozycji technologie, dzięki którym już tego nie robię. Mam tego bloga, który też porzuciłam i już nikt tu nie przychodzi. Tak jest lepiej. Czasem zabłąka się jakaś duszyczka, przewertuje stronę i napisze do mnie. Wtedy dzieją się cuda u tej osóbki. Tak jest też teraz. Jest jedna dziewczyna, która od czasu do czasu podrzuca mi wieści na whatsappie, jakie niesamowite zmiany się dzieją u niej. Zrobiłam z nią dokładnie według wskazówek. Dałam wiedzę, jaką posiadam, dałam wskazówki, a ona już sama zrobiła największą robotę, bo po prostu chciała i była gotowa na zmiany w życiu, a ja byłam najbliżej w jej przestrzeni, jako narzędzie do ukierunkowania.

W taki sposób jestem nawet zobowiązana do przekazania tego, co wiem. Nie inaczej. Samej mi nie wolno. Bo nie mogę brać za nikogo odpowiedzialności. To są ważne rzeczy, a ja to kiedyś bagatelizowałam, bo trzeba było pomagać. Bo chciałam pomagać. Bo chciałam się przez to poczuć jeszcze lepiej. A karma się nawarstwiała.

Wróciłam na dobre tory i od razu zmieniła się moja rzeczywistość. Na tę okazję zrobiłam zakupy i zaopatrzyłam się w materiały, które są mi potrzebne każdego ranka. Brakuje mi jeszcze kilku drobiazgów, ale po świętach sobie gdzieś znajdę. To nie będzie łatwe. Takich rzeczy nie ma już w sklepach. W każdym razie moja dusza śpiewa i rwie się codziennie do tych rytuałów, jak kiedyś.
Ostatnie zadanie, choć powinno być pierwszym i najważniejszym, to powrót do zdrowej diety. Bez tego nie działa żadna magia, prawa natury omijają śmietniki. Zaniedbane ciało to gnijący śmietnik, który przy mocniejszym puknięciu rozpada się, jak dojrzała purchawka. Nie ma w nim prądu i nie ma żadnej mocy.

O tym też przez całe lata opowiadałam, ale ludzie nie chcieli nic wiedzieć. Chcieli tylko dostać gotowca i wierzyć, że parę tygodni w programie sprawi cud i do końca życia będą piękni, młodzi i szczupli. Nic z tego. Jeszcze o tym napiszę.