F9f203e1 D697 4c44 A7db 00ad1302374c 1

Mamy dziś 1 kwietnia 2024 roku. Wczoraj była wielkanoc, więc dziś mamy lany poniedziałek. Mój Andrea dopiero ponad tydzień jest od wypadku dlatego wszystkim zajmuję się ja.

Wybrałam się do biura męża, które mieści się w ścisłym centrum miasta przy głównej alei. Potrzebowałam przywieźć mu do domu jego terminarz i radośnie wychodzę sobie z domu do garażu w nadzieji, że miasto będzie puste.

Nic dalszego od prawdy. Nawet policja urządziła sobie łapankę na obwodnicy, w miejscu, w którym nie powinna i nigdy ich jeszcze tam nie widziałam, bo nie można nawet nigdzie zjechać, gdyż zwyczajnie pobocza nie ma. No i debile sobie tam stanęli. Zamiast dbać o bezpieczeństwo, to sami jeszcze są zagrożeniem. Ręce mi po prostu opadły.

Ale jadę twardo wciąż się łudząc, mimo sporego ruchu na obwodnicy, że w centrum będzie pusto. No i nie! Ruch, jak w Rzymie! Ludzi, jak mrówek! Czemu oni wszyscy wyleźli z domów i jeżdżą po tych drogach akurat wtedy, kiedy ja to robię? No i ciekawe czy będzie miejsce pod biurem? Na bank nie! Bo jakim cudem?

Skręcam w główną aleję i mijam numer 1… 3… 5… 7… 9…

Już widzę z daleka, że pod 13-tką jest full i nawet dwa auta na awaryjnych przykleiły się do tych zaparkowanych. Na dodatek zaczyna padać, a ja w bieluteńkich tenisówkach i bez parasola… Już gorzej być nie może. Ale… Kto ma moc, jak nie ja?

Tworzę sobie napredce „zaklęcie”. Nie wiem jak to na teraz nazwać. Program? Inwokację? Nieważne. Następnie robię najprostszą rzecz na świecie. Akceptuję fakt, że będę musiała daleko zaparkować i zmoknę. Powoli mijam numer 13 i decyduję pojechać w znane mi miejsce, aby znaleźć miejsce do parkowania.

Intuicja mi mówi jednak: skręć w lewo i zawróć. Więc wiem, że to ważne. Zawracam i jadę do głównego placu, by znów wrócić w to samo miejsce. Po drodze zatrzymuję się na światłach przed numerm 1 i mam na tyle czasu, aby wyartykułować na głos „zaklęcie” oraz wyobrazić sobie, jak spod biura męża wyjeżdża samochód i robi mi miejsce wprost pod bramą wejściową.

Stoję na tych światłach i zauważam, że już nie pada. Światła tak się układają, że nagle wszelki ruch zamiera i jestem jedyna na drodze w stronę biura i morza. Z naprzeciwka nadal miliardy aut pędzą. Na moim pasie pustka i kompletna cisza, a czerwone światło jakby się zablokowało i nie chce odpuścić.

Jestem spokojna i zadowolona. Mam wywalone na to, co będzie. Bez emocji oglądam w wyobraźni scenę, jak zwalnia się miejsce. Beznamiętnie. O! Wreszcie zielone!

Ruszam i znów mijam 1… 3… 5… 7… i już widzę, jak spod 13-tki wyjeżdża samochód. Jeden jedyny w całym sznurze zaparkowanych aut. Wyjeżdża spod samej bramy z numerm 13. Parkuję zadowolona, idę do biura, zabieram terminarz i wracam do auta.

Jak dawno nie bawiłam się w miejsca parkingowe. Taki banał, ze aż wstyd o tym pisać. Podstawa podstaw kiedy się planuje czas. Powie ktoś, że to przypadek, ale kiedy robisz to raz za razem, to to już nie jest przypadek. Przy okazji odkryłam moc tego zaklęcia. Czy jak tam to zwał…. Bardzo mi pomogło osiągnąć stan wzorcowy.

꧁ 🌸 𝑹𝒐́𝒛̇𝒐𝒘𝒂 𝑲𝒍𝒂𝒓𝒂 🌸 ꧂