Ćwiczki

w Rozwój

Skoro już mnie tak na wspomnienia Wzięło to dzisiaj stanął mi przed oczami obraz mnie w wieku 8-10 lat, w szerokiej w pełnym kole spódnicy w kratę, którą uszyła mi mama i którą uwielbiałam. Uwielbiałam się w niej okręcać.

Widzę siebie w tej spódnicy i w ślicznym błękitnym fartuszku szkolnym z białym kołnierzykiem.
Tak siebie pamiętam z jednego zdjęcia szkolnego i pamiętam ten czas bardzo dobrze. Chyba dlatego, że Cudownie się wtedy bawiłam. Nie wiem, czy w tej chwili można kupić takie pantofle, ale wtedy one nazywały się ćwiczki. Typowe cichobiegi do gimnastyki. (Kto pamięta?)

Ślizgało się w nich fantastycznie! I oczywiście moja szkoła to był bardzo duży i stary budynek, z gładkimi podłogami i tak samo wyświeconymi gładkimi schodami.
Korytarze były bardzo długie, a więc i rozpęd był odpowiedni do tego, żeby potem przejechać 1/3 korytarza, ślizgając się w tych ćwiczkach.

A zjeżdżanie po schodach to już była sama rozkosz! My dzieciaki byliśmy mistrzami w zjeżdżaniu po schodach w naszej szkole. Sama siebie osobiście uważałam za największego z nich.
I tak sobie jeżdżę i jeżdżę i jeżdżę po tych schodach i ślizgam się i hałasuję przez całą przerwę.
Kiedy ja chodziłam do szkoły podstawowej, w czasie przerwy lekcyjnej chodziliśmy w parach dookoła korytarza. Każda niesubordynacja była surowo karana, ale jak się człowiek szybko ślizga, to zdąży 3 piętra pokonać z prędkością ponaddźwiękową, zanim nauczyciel zrobi kilka kroków.

Nie było szans, żeby mnie któryś dogonił. Chyba że się zmówili i jeden czekał na dole ?
Nie pamiętam za bardzo tych kar, ale gdyby za nie płacili pieniądze, to ja byłabym dzisiaj miliarderką.
No więc ślizgałam się po korytarzach i po schodach, a nauczyciele zabraniali. I nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi zabraniają, zamiast poślizgać się razem ze mną. Przecież to jest takie ekstra!

Trzeba mieć naprawdę z głową, żeby nie chcieć się ślizgać po schodach!

Pamiętam, że jedną z kar było zostawanie po lekcjach w szkole. Ja bardzo często zostawałam po lekcjach. Bardzo często też byłam wyrzucana podczas lekcji za drzwi na korytarz. I wtedy miałam raj!

Wiadomo było, że podczas lekcji korytarze były puste, więc ja mogłam się ślizgać do woli i, mimo że nie byłam całkiem cicho, nauczyciele byli przyzwyczajeni. Lepiej, żebym się ślizgała, niż zrobiła co innego. Tak sobie to dzisiaj tłumaczę.

Pewnego pięknego dnia jestem oczywiście podczas lekcji na korytarzu i ślizgam się na całego. Było gorąco i okna na korytarzu miały podwójne skrzydła. Jedne otwierały się na zewnątrz, a drugie do wewnątrz.
Przed którąś z kolejnych rundek biorę potężny rozbieg i płynę….

A że ślizganie po korytarzu to prawie to samo co ślizganie się po śniegu na butach, czasami niechcący się skręci w którąś stronę. I ja płynę i płynę i coraz bardziej na prawo płynę i coraz bliżej okien płynę…
I jak nie przygrzmocę w otwarte okno….

To był tak potężny huk w tej ciszy w całej szkole, że natychmiast wszystkie klasy w wyległy na korytarz. I ja stałam taka malutka na środku i posypały się wtedy na mnie gromy.
Swoją drogą, poślizgałabym się jeszcze, oj z paręnaście razy z trzeciego piętra w szkole.

Related posts
w Dziennik, Projekt MAG
Usuwanie wampirzych macek
5 kwietnia 2024
w Dziennik
Wyświechtane i banalne zamawianie miejsca parkingowego
1 kwietnia 2024
w Transerfing
Wypadek na motorze
25 marca 2024

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ćwiczki

w Rozwój

Skoro już mnie tak na wspomnienia Wzięło to dzisiaj stanął mi przed oczami obraz mnie w wieku 8-10 lat, w szerokiej w pełnym kole spódnicy w kratę, którą uszyła mi mama i którą uwielbiałam. Uwielbiałam się w niej okręcać.

Widzę siebie w tej spódnicy i w ślicznym błękitnym fartuszku szkolnym z białym kołnierzykiem.
Tak siebie pamiętam z jednego zdjęcia szkolnego i pamiętam ten czas bardzo dobrze. Chyba dlatego, że Cudownie się wtedy bawiłam. Nie wiem, czy w tej chwili można kupić takie pantofle, ale wtedy one nazywały się ćwiczki. Typowe cichobiegi do gimnastyki. (Kto pamięta?)

Ślizgało się w nich fantastycznie! I oczywiście moja szkoła to był bardzo duży i stary budynek, z gładkimi podłogami i tak samo wyświeconymi gładkimi schodami.
Korytarze były bardzo długie, a więc i rozpęd był odpowiedni do tego, żeby potem przejechać 1/3 korytarza, ślizgając się w tych ćwiczkach.

A zjeżdżanie po schodach to już była sama rozkosz! My dzieciaki byliśmy mistrzami w zjeżdżaniu po schodach w naszej szkole. Sama siebie osobiście uważałam za największego z nich.
I tak sobie jeżdżę i jeżdżę i jeżdżę po tych schodach i ślizgam się i hałasuję przez całą przerwę.
Kiedy ja chodziłam do szkoły podstawowej, w czasie przerwy lekcyjnej chodziliśmy w parach dookoła korytarza. Każda niesubordynacja była surowo karana, ale jak się człowiek szybko ślizga, to zdąży 3 piętra pokonać z prędkością ponaddźwiękową, zanim nauczyciel zrobi kilka kroków.

Nie było szans, żeby mnie któryś dogonił. Chyba że się zmówili i jeden czekał na dole ?
Nie pamiętam za bardzo tych kar, ale gdyby za nie płacili pieniądze, to ja byłabym dzisiaj miliarderką.
No więc ślizgałam się po korytarzach i po schodach, a nauczyciele zabraniali. I nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi zabraniają, zamiast poślizgać się razem ze mną. Przecież to jest takie ekstra!

Trzeba mieć naprawdę z głową, żeby nie chcieć się ślizgać po schodach!

Pamiętam, że jedną z kar było zostawanie po lekcjach w szkole. Ja bardzo często zostawałam po lekcjach. Bardzo często też byłam wyrzucana podczas lekcji za drzwi na korytarz. I wtedy miałam raj!

Wiadomo było, że podczas lekcji korytarze były puste, więc ja mogłam się ślizgać do woli i, mimo że nie byłam całkiem cicho, nauczyciele byli przyzwyczajeni. Lepiej, żebym się ślizgała, niż zrobiła co innego. Tak sobie to dzisiaj tłumaczę.

Pewnego pięknego dnia jestem oczywiście podczas lekcji na korytarzu i ślizgam się na całego. Było gorąco i okna na korytarzu miały podwójne skrzydła. Jedne otwierały się na zewnątrz, a drugie do wewnątrz.
Przed którąś z kolejnych rundek biorę potężny rozbieg i płynę….

A że ślizganie po korytarzu to prawie to samo co ślizganie się po śniegu na butach, czasami niechcący się skręci w którąś stronę. I ja płynę i płynę i coraz bardziej na prawo płynę i coraz bliżej okien płynę…
I jak nie przygrzmocę w otwarte okno….

To był tak potężny huk w tej ciszy w całej szkole, że natychmiast wszystkie klasy w wyległy na korytarz. I ja stałam taka malutka na środku i posypały się wtedy na mnie gromy.
Swoją drogą, poślizgałabym się jeszcze, oj z paręnaście razy z trzeciego piętra w szkole.

Related posts
w Dziennik, Projekt MAG
Usuwanie wampirzych macek
5 kwietnia 2024
w Dziennik
Wyświechtane i banalne zamawianie miejsca parkingowego
1 kwietnia 2024
w Transerfing
Wypadek na motorze
25 marca 2024

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zamknij